fbpx
Turnieje

Czy polskie turnieje różnią się od zagranicznych?

22 grudnia 2021
2 min czas czytania

Każdego tygodnia w Polsce odbywają się setki turniejów dla dzieci. W jednych udział biorą trzy lokalne szkółki z województwa warmińsko-mazurskiego, w innych z krajowymi potentatami spotykają się czołowe europejskie marki. Czy turnieje nad Wisłą różnią się od zagranicznych?

Kiedyś, jeszcze kilkanaście lat temu, wyjazd na zagraniczne zawody był wielką przygodą. Dość często zdarzało się, że chłopcy przy tej okazji po raz pierwszy znajdowali się poza terytorium Polski, gdyż podróżowanie po „Starym Kontynencie” nie było tak ogólnodostępne, jak ma to miejsce obecnie. Czy dzisiaj najmłodsi nie cieszą się już z zagranicznych turniejów? Cieszą, ale nie robią one na nich takiego wrażenia, ponieważ nie stykają się z zupełnie inną rzeczywistością, również tą okołoboiskową.

Byłem na turniejach w Niemczech, Portugalii, Czechach, Holandii, czy Austrii.

Jeżeli chodzi o aspekt, w którym moim zdaniem jesteśmy lepsi od Niemiec, to sędziowanie.

Tam normą jest, że spotkania sędziują starsi zawodnicy z akademii, którzy albo nie podejmują żadnych spornych decyzji, albo są wręcz lekko zestresowani. Podobnie jest w Holandii. To zależy też od regionu, ale jak byliśmy latem na turnieju we Frankfurcie, to wykonywaliśmy auty z ręki, a u nas do ok. 10. roku życia piłkę wprowadza się do gry podaniem. Często boiska do gry 7v7 są większe niż w Polsce, co dla mnie jest plusem. W Niemczech jest również dużo mniejszy nacisk na samo rozpoczęcie czy zakończenie turnieju, wszystko odbywa się zdecydowanie sprawniej niż u nas. Pamiętam, że kilka lat temu w Polsce każdy starał się zaprosić jakichś znanych gości, było dużo przemów, różne odprawy, ale teraz już trochę od tego odchodzimy. U naszych zachodnich sąsiadów jest wiele turniejów, na których dzieciaki nie otrzymują żadnych medali czy pucharów, może z wyjątkiem drużyn, które zajmują miejsce na podium, więc wtedy takie zakończenie trwa kwadrans – tłumaczy Mateusz Chowański, trener w Akademii Śląska Wrocław.

Zawsze mówię, że jeśli ktoś u nas narzeka na poziom sędziowania, to znaczy, że… mało widział. Przepraszam za tą być może dużą pewność powyższego stwierdzenia, ale trudno jest mi sobie wyobrazić, żeby 15-letni chłopak sędziował turniej z udziałem np. AC Milanu. Za granicą to się zdarza bardzo często i bardzo często ci adepci sędziowania popełniają proste błędy. Czy są one akceptowane? Chyba w trochę większym stopniu niż u nas – zauważa Piotr Turbański z firmy ProTurnieje, który był na dziesiątkach dziecięcych turniejów w całej Europie.

Zatrzymajmy się na kwestii rozpoczęcia i zakończenia turniejów. W Polsce rzeczywiście potrafią być one przydługawe. Trzeba podziękować sponsorom, oni wychodzą na środek, żeby powiedzieć kilka „mądrych” słów, zawsze jest zapraszany ktoś z urzędu gminy czy miasta, więc on też musi się kwieciście wypowiedzieć, potem jest cała ceremonia medalowa dla wszystkich zespołów, wspólne zdjęcia, rozdanie nagród indywidualnych, jeszcze raz przypomnienie sponsorów i… dwie godziny mamy z głowy. Pierwszą część można byłoby w sumie pominąć lub mocno skrócić, gorzej z wręczaniem medali. Uhonorowywać tylko najlepszych? Niby można, natomiast pozostali także zasłużyli, chociażby na oklaski od publiczności.

W Portugalii są tak duże boiska, że u nas grałoby się na nich 9v9, a nie 7v7. Bardzo dziwny przepis widziałem na turnieju w Czechach, gdzie byłem 2-3 lata temu, a konkretnie bramkarz mógł łapać piłkę do rąk po zagraniu kolegi z zespołu. Ogólnie rzecz biorąc, turnieje w Polsce nie odstają od europejskich – dopowiada Chowański.

Myślę, że turnieje w Polsce są podobne do tych zagranicznych. Jeżeli chodzi o różnice, jakie dostrzegam np. w organizacji zawodów, to często za granicą nagrody dla zawodników oraz sędziowanie stoją na niższym poziomie niż u nas. Widzę również pewne różnice w mentalności osób, chłopcy i trenerzy Fortuny Dusseldorf cieszyli się tak samo z gola na 6:0, jak na 1:0 – mówi nam Kamil Sobota, który jest związany z AP Reissa SMS Ślesin.

To też jest ciekawa problematyka.

Polscy trenerzy raczej nie okazują na zewnątrz swoich emocji, są bardzo spokojni i wyważeni.

Albo inaczej mówiąc, brakuje im luzu. Oczywiście zdarzają się wyjątki, natomiast u zagranicznych szkoleniowców zdecydowanie częściej widać, że oni naprawdę „żyją” wydarzeniami z boiska. Trener Sobota przytoczył przykład, że Fortuna Dusseldorf cieszyła się tak samo „ostentacyjnie” z pierwszego i szóstego trafienia, co u nas mogłoby zostać uznane za… przejaw arogancji. Jakoś nie potrafimy sobie na szybko przypomnieć ani wyobrazić sytuacji, w której trenerzy z Polski skakali z radości po golu np. na 5:0.

Przede wszystkim zagranicą mniejszą uwagę przywiązuje się do kwestii otoczki samego turnieju: medale, muzyka, orkiestra odgrywająca hymny – to są fajne, ale nie najważniejsze rzeczy. My często o tym zapominamy. To się podoba rodzicowi, który płaci przecież za udział swojego dziecka, często niemałe pieniądze. Czasem to „przykrywa” jednak poziom samych zawodów, który np. na turniejach niemieckich przed pandemią był zauważalnie wyższy niż u nas. Na naszych turniejach obecność zespołów zagranicznych jest zawsze traktowana jako małe „wow”. Na zachodzie to raczej obowiązek. Drużyny z różnych krajów podnoszą poziom rozgrywek. Pamiętajmy, że jeśli ktoś decyduje się na wyjazd na zagraniczny turniej, to często także dlatego, ze zespół jest na tyle zaawansowany i wyróżniający się w swojej kategorii, że decyduje się na taki krok. Jakie jeszcze różnice dostrzegam? W Niemczech przyjęło się, że lokalne kluby często pobierają na turniejach młodzieżowych kilka euro od rodziców jako „bilet wstępu” na turniej. Jest to traktowane raczej jako szacunek dla organizatora niż chęć „szybkiego zarobku”. Wydaje mi się, że na polskich turniejach jeszcze musimy do tego dojrzeć – wyjaśnia Turbański.

Nie mamy się czego wstydzić, jeżeli chodzi o organizację turniejów dziecięcych, a w niektórych kwestiach jesteśmy nawet lepsi od zagranicy, bo u nas sędziowie ze związku są normą, nie tylko na największych i najpopularniejszych zawodach. Zresztą, jeżeli byłoby źle, to w Polsce nie odbywałby się największy turniej dla chłopców i dziewcząt w Europie, a Chelsea, Juventus, Atletico Madryt czy Benfica nawet nie pomyślałyby o przyjeździe do nas. Nie ważny kraj, ważny organizator. Który w dużej mierze odpowiada też za spięcie budżetu.

Jeżeli organizujesz turniej piłkarski, skontaktuj się z nami. Chętnie. pojawimy się na nim i obsłużymy go przy pomocy aplikacji FCapp!

FC.APP Team
O AUTORZE

Ekipa pasjonatów sportów, w szczególności piłki. Teksty pisze w zasadzie cały zespół, czasem również przy współpracy zewnętrznych redakcji związanych ze środowiskiem piłkarskim.

Udostępnij